Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Ultra Śledź 2017 – relacja

Długo zwlekałem ze startem w zawodach na dystansie dłuższym niż maraton. Wybór padł na Supraśl i organizowanego tam Ultra Śledzia, którego wspierał miejscowy Decathlon Białystok.

Zawodnicy startujący w „Śledziu” mieli do wyboru dwie długości trasy: 50 lub 80 kilometrów. Jako, że dopiero zaczynam przygodę z biegami ultra, zdecydowałem się na „pięćdziesiątkę”. Uznałem to za ciekawy wstęp do imprez ultramaratońskich, a także formę dłuższego (może zbyt długiego) wybiegania przed kwietniowym maratonem.


fot. materiały organizatora

Kierunek – Podlasie!

W piątkowy poranek wyruszyłem w drogę z Gdańska do Białegostoku. Po przyjeździe do stolicy Podlasia spotkałem się ze znajomymi: Olgą i Michałem, którzy również mieli zamiar wziąć udział w biegu. Tuż przed wyjazdem do Supraśla dołączył do nas Arek – jeden z faworytów do zwycięstwa na 50 kilometrowej trasie. Około 19:30 byliśmy w Supraślu i od razu udaliśmy się do biura zawodów, które mieściło się w Domu Ludowym. Tam odbyła się szybka weryfikacja obowiązkowego wyposażenia i odbiór pakietu, po czym zanieśliśmy bagaże do pobliskiej szkoły w której zlokalizowany był nocleg. Przed spaniem, jak to zwykle bywa, nie obyło się bez pogaduch i przygotowania sprzętu na następny dzień.

Pobudka o 4:45 rano nie należała do najprzyjemniejszych. Lekkie śniadanko, szybkie ubieranko i na start – koniecznym było być na „kresce” na 20 minut przed wystrzałem startera.

fot.: Jacek Deneka

Start

O 6:00 wyruszyliśmy na trasę ultramaratonu. Arek od razu pognał do przodu, a ja, Olga i Michał  spokojnym tempem ruszyliśmy do walki z długą trasą i trudnymi warunkami. Trzeba przyznać, że było ciężko. Większość trasy spowiła delikatna pokrywa lodowa. Co kilka kroków były zamarźnięte kałuże oraz zmrożona nawierzchnia: błoto, piach i trawa. Około 8 kilometra czekało na nas nie lada wyzwanie. Pobliska rzeczka, która zwykle była możliwa do przejścia przez kładkę, wylała i w „pakiecie” na trasie mieliśmy do przebycia około 40 metrów w lodowatym strumieniu. Woda sięgała kolan, więc nie było łatwo. Ale udało się!

fot.: Jacek Deneka

Na trasie

Po minięciu przeprawy przyspieszyliśmy, żeby ciut lepiej się rozgrzać. Na 18 kilometrze czekał na nas pierwszy punkt odżywczy – „Ogrodniczki”. Rewelacyjne miejsce! Wolontariusze z każdej strony próbowali nam pomóc. Każdy z uśmiechem na twarzy, pełen życzliwości. Garść rodzynek, kilka łyków ciepłej herbaty, zamiana kilku zdań z organizatorami Kaszubskiej Poniewierki i polecieliśmy dalej. Ruszyłem gonić Michała, który był w „Ogrodniczkach” około 10 minut przede mną. Na około 23 kilometrze spotkaliśmy się po czym razem, pogrążeni w rozmowie, napieraliśmy do przodu.  Na 40 kilometrze, w Królowym Moście, zlokalizowany był kolejny punkt odżywczy. Po raz kolejny urządziliśmy sobie krótki przystanek. Herbatka, łyk coli, garść rodzynek i trzeba było ruszać dalej. W okolicy 41 kilometra zaczął się najdłuższy podbieg, a właściwie podejście, które pokonaliśmy praktycznie w marszu. Mieliśmy na uwadze to, że Michał miał jeszcze do pokonania praktycznie drugi dystans maratonu. Po za tym często ten, kto w tak długich biegach górki zdobywa biegiem, musi prędzej czy później zapłacić przysłowiowe „frycowe” no chyba, że jest się Marcinem Świercem lub Piotrkiem Hercogiem 😀

fot.: materiały organizatora

Niespodzianka

Na 45 kilometrze trasy czekał na nas Batman i Robin. Tak, tak! To nie były omamy! Na rozwidleniu dróg czekała na nas dwójka organizatorów biegu przebranych w stroje postaci, które wskazywały zawodnikom trasę. Musieliśmy się rozdzielić. Moja trasa wiodła mnie już ku Supraślowi, a Michała odbiła w drugą stronę. Przybiliśmy „5” i ruszyłem ku mecie. Moje tempo znacznie wzrosło, nogi zaczęły „podawać”, więc nawet ich nie powstrzymywałem. Po drodze minąłem jeszcze kilku zawodników i po 7 godzinach zameldowałem się na mecie.

Radość i zmęczenie

Mimo, iż wynik nie był jakiś wybitny, byłem bardzo z niego zadowolony. Plan „A” na ten bieg był prosty – DOBRZE SIĘ BAWIĆ! Gdyby coś poszło nie tak, w ukryciu był plan „B” tj. mimo wszystko dobrze się bawić. Miało skończyć się bez urazów i nieprzyjemnych przygód na trasie i tak też było. Czuję, że kiełkuje we mnie dusza ultrasa i wiem, że na pewno nie było to ostatnie słowo w przygodzie zwanej „ultra”.

fot.: materiały organizatora

Dystans 50 kilometrów najszybciej pokonał nasz człowiek z Decathlonu – Arek Ostaszewski. Krótszą trasę pokonał trasę w 4 godziny i 40 minut. Wszystkim uczestnikom biegu – niezależnie od dystansu – należą się ogromne brawa.


fot.: Arek Ostaszewski (Decathlon) – zwycięzca 50 km/materiały organizatora

Ze sportowym pozdrowieniem!
Autor: Marcin Uber

Post navigation

Leave a Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Jeśli podoba Ci się ten post, być może spodobają Ci się także te