Beskidzka 160 na Raty – relacja

Beskidzka 160 na Raty już za mną. Na szczęście miałem przed tym biegiem ogromne obawy, głównie ze względu na trudność trasy, ale wyszło nie najgorzej. Po starcie razem z Tomkiem Kołdrem ruszyliśmy w granicach 4:00 min/km i trzymaliśmy to tempo przez pierwsze 3km. Przy pierwszym podbiegu pod „Ton” zwolniliśmy do 4:45 i biegło się wręcz idealnie. Pod Tułem, średnie tempo wyszło po 5:00. Od tego momentu zaczął się zbieg do Lesznej więc 4:10 i do przodu. W Lesznej na początku ulicy Miodowej zaczął się prawdziwy pierwszy etap biegu. Dosyć strome podeście do szlaku granicznego, a później na Wróżną (niby 200 metrów podejścia ale to nachylenie… :). Od Wróżnej przez Ostry (ten zbieg jest szalony) pod Małą Czantorię biegło się bardzo przyjemnie, czego efektem na 17km był mój czas 01:41 oraz Tomka 01:43. Trzeci Marcin Kowalczyk z czasem 01:47.

IMG_6533

Pod Małą Czantorię pobiegłem już samotnie. Na szczycie Wielkiej Czantorii miałem 15 minut przewagi nad Tomkiem. Na Soszów i dalej na Wielki Stożek biegło się idealnie. Brak zmęczenia zmusił mnie do sprawdzenia tętna średniego, które wyniosło 138 BPM. Zbieg ze Stożka na Kubalonkę, a później na Kozince oscylował w granicach 4:30. Cały czas zmęczenie było na bardzo niskim poziomie. Za Kozincami pierwsze 42.2km wyszło w 4h15m, więc całkiem nieźle. Następnie pogonił mnie pies. Po tym jakże interesującym zajściu przyszedł czas na Cieńków.

IMG_9707

To diabelne podejście wydawało się nie kończyć. Mniej więcej w połowie wyskoczyło mi na zegarku 50km w czasie 5h15min. Po przejściu Cieńkowa zadzwoniłem do Tomka, który dopiero zaczynał podejście na Cieńków, więc wiedziałem, że mam ok 40 minut przewagi. W tym momencie słońce zaczęło coraz bardziej grzać. Na Magurce Wiślańskiej i Magurce Radziechowskiej było strasznie gorąco ale myślałem, że na zbiegu do Ostrego będzie można się trochę ochłodzić…Nic bardziej mylnego. Na zbiegu nie dość, że było jeszcze cieplej to zgubiłem szlak na jakieś 2km, no ale zdarza się.  Po zbiegnięciu na punkt do Ostrego byłem zmęczony ale nic nie wskazywało na to, że będzie gorzej.

IMG_9939

A jednak…Podejście niebieskim szlakiem na Skrzyczne okazało się gwoździem do trumny. Samo podejście jest nieziemsko ostre ale nie to mnie zabiło. Całe podejście słońce grzało mnie w głowę, czego efektem były cztery „zwroty pożywienia”. Od Skrzycznego nie mogłem praktycznie nic jeść ani pić. Na szczycie Skrzycznego okazało się, że Tomek mnie dogania i z prawie 40 minut zrobiło się 10. Na przełęczy Salmopolskiej miałem dzwonić do organizatorów, że rezygnuję ale po przemyśleniu sprawy pobiegłem dalej. Ostatkami sił dobiegłem do Ustronia Polany gdzie znów miałem 30 minut przewagi.

IMG_9496

Po schłodzeniu się na punkcie żywieniowym, podejście na Czantorię nie wydawało się aż takie straszne. Tempo podejścia zaskoczyło mnie samego ale na szczycie Czantorii przyszedł prawdziwy kryzys. Nogi odmówiły posłuszeństwa, zaczynałem zasypiać na stojąco i to ciągłe „zwracanie”. Pod Małą Czantorią uznałem, że poczekam na Tomka bo zaczynało robić się może nie niebezpiecznie ale bałem się, że może stać się coś złego. Po 10 minutach Tomek dobiegł do mnie i od tego momentu biegliśmy razem. Na drodze spotkaliśmy Piotrka Łupieżowca, którego też spotkaliśmy w tym samym miejscu rok temu. Piotrek towarzyszył nam do Machowej, gdzie dostałem – nie wiem skąd energii i mogłem biec dalej.

IMG_9675

Kamieniołom nie zrobił na nas większego wrażenia, chociaż z zawrotami głowy miałem powody do obaw. Droga do mety szła w miarę sprawnie dopóki nie zaczęło nas znowu grzać słońce. Fizycznie nie dało się biec. Do mety eskortowali nas zarówno organizatorzy jak i inni zawodnicy. Po przebiegnięciu 109km, nigdy nie byłem tak szczęśliwy, że mogę przestać biec. Warto dodać, że zawody ukończyło tylko 30% startujących. Był to prawdziwy bieg przez piekło, lub jak organizatorzy nazwali bieg – Piekło Beskidów.

IMG_9262

Organizatorzy jak zwykle stanęli na wysokości zadania. Wszystko było tak jak powinno. Jak zwykle, byli problematyczni zawodnicy, ale czym byłoby organizowanie zawodów bez takich ludzi. Do tych zawodów należy zawsze podchodzić z głową. Jeśli jesteś niedoświadczony nie bierz się za 100km bieg B160nR, bo wynikną z tego tylko problemy. To nie są zwykłe zawody, to prawdziwa próba ognia nawet dla doświadczonych zawodników. Mając kilka ultra za sobą i wiele maratonów udało mi się dobiec w czasie 14:03.55 a plan był na 10:30  Tomek, który jest jednym z najbardziej doświadczonych biegaczy ultra na Śląsku i jest moim mentorem, skończył również w 14:03.55, a miał plan na 11h. Widać przez to, że bieg był ultra ciężki głównie przez temperaturę ale i trasa dała nieziemsko w kość.

IMG_9316

Osobiście, chciałem podziękować Organizatorom za świetną imprezę! Nie wymienię ich bo nie chcę nikogo pominąć.

Wojtek Probst.

Post navigation

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Jeśli podoba Ci się ten post, być może spodobają Ci się także te