Poznać Mistrza - Piotr Łobodziński - BiegiGorskie.pl

Poznać Mistrza – Piotr Łobodziński

Na około półtora tygodnia przed wylotem do Bogoty na finał Pucharu Świata w biegach po schodach udało nam się porozmawiać z najlepszym Polskim „schodobiegaczem”, Mistrzem Polski w biegach po schodach, brązowym medalistą Mistrzostw Polski w biegach górskich w stylu anglosaskim Piotrem Łobodzińskim.

Witaj Piotrze,

1. Zacznijmy od biegów górskich – Twój medal na anglosaskich mistrzostwach Polski był dużym zaskoczeniem – niektórzy wręcz mówili o Tobie – „człowiek znikąd”. Jednak to nie do końca prawda. Opowiedz nieco o sobie.

W zasadzie to prawda 🙂 Nigdy nie byłem w klubie (nie licząc Klubu Uczelnianego AZS UW na studiach) oraz nie trenowałem pod okiem wymagającego trenera (treningi w sekcji LA traktowałem raczej jako odskocznię od nauki i miły sposób spędzania czasu, a trener Roman Stępniewski, którego bardzo cenię i lubię, jako były sprinter miał raczej mniejszą wiedzę na temat przygotowania do biegów średnich czy długich). Sam również traktowałem sport akademicki zgodnie z jego założeniami, czyli w kategoriach zabawy i przygody. Dodając do tego fakt, iż systematyczne bieganie nudziło mnie po około 3 miesiącach (trenowałem od lutego od kwietnia, w którym to corocznie odbywała się impreza docelowa, czyli Akademickie Mistrzostwa Polski w Przełajach) w czasie studiów przewinąłem się przez kilka sekcji sportowych, poczynając od siatkówki, przez ergometr wioślarski, taniec towarzyski, tenis ziemny, badminton, wspinaczkę, kolarstwo górskie kończąc na lekkiej atletyce, gdzie notabene moją koronną konkurencją nie było bieganie a trójskok i rzut oszczepem.

Od kilku lat startuję też w zawodach na orientację, początkowo były to klasyczne piesze setki (100km) typu Harpagan, później zainteresowałem się Adventure Racing, czyli rajdy przygodowe (długi dystans – ponad 150km i wiele dyscyplin: trekking, BnO, rowery, kajaki, pływanie, rolki, narty biegowe, wspinaczka i inne zadania specjalne a wszystko to z mapą i kompasem w dłoni). Natomiast od 2 lat startuję również, ale sporadycznie, w Biegach na Orientację, w tym roku zajmując 4 miejsce na MP w sprincie w Nowym Wiśniczu.

Dopiero obecny  rok 2011 jest przełomowy pod względem mojego biegania, głównie dlatego iż trenuję praktycznie nieprzerwanie od lutego z przerwami nie dłuższymi niż tydzień. I rezultaty widać gołym okiem 🙂 Co bieg to życiówka, na każdym dystansie od 1500m (4:11) do 10km (32:28). Co prawda wyniki na kolana nie powalają, ale biorąc pod uwagę fakt, że na karku już 26 lat oraz iż trenuję sam bazując całkowicie na swoim samopoczuciu, nie używam nowinek technologicznych (pulsometr, GPS), trening wymyślam w trakcie rozgrzewki, nie prowadzę żadnego dzienniczka treningowego, prawie nie robię spokojnych wybiegań, a tygodniowo pokonuję średnio 40-60km w 4-5 treningach, to wydaję mi się, że nie jest najgorzej 😉 Znam dobrze swój organizm, wiem co mu służy, a co nie, kiedy mogę przycisnąć na treningu, a kiedy lepiej odpuścić. Cały czas uważam się za ambitnego amatora – nie wyczynowca, a bieganie i coraz lepsze wyniki dają mi sporo satysfakcji.

Wracając do biegów górskich to Mistrzostwa Polski w Ustrzykach były moim trzecim startem w górach w tym roku i w ogóle. Na początku lipca na górski debiut przypadł Maraton Gór Stołowych – traktowany przez mnie bardziej, jako przygoda niż prawdziwa sportowa rywalizacja, głównie za sprawą świadomości niewystarczającego przygotowania (zdecydowanie za mały kilometraż). W Pasterce zająłem jednak dobre 2 miejsce ustępując jednak znacznie Marcinowi Świercowi. Po tygodniu biegałem w Korbielowie na Pilsko, pierwszy „alpejczyk” w życiu, prawie cała polska czołówka na starcie, kłopoty żołądkowe na trasie i w rezultacie 5 miejsce

W zasadzie to od dawna wiedziałem, że mam jakieś tam predyspozycje do biegania po górach lub w trudnym przełajowym terenie. Ilekroć byłem w Tatrach miałem nieodpartą chęć zbiegania, utrzymując wysoką koncentrację podczas wybierania odpowiednich kamieni, na których miała wylądować moja stopa. Zawsze sprawiało mi to radość, dawało frajdę i poczucie prędkości, gdy mając wszystko pod 100% kontrolą „leciałem” w dół wymijając przerażonych turystów krzyczących coś do mnie już z oddali. Po MGS sącząc piwko przy schronisku w Pasterce żartowałem nawet (albo i nie) ze zdobywcą 3 miejsca – Piotrkiem Karolczakiem, że fajnie byłoby gdyby ktoś zrobił zawody na Orlej Perci – my bylibyśmy chętni 🙂

Na Anglosaskie Mistrzostwa Polski do Ustrzyk Dolnych nie jechałem więc w roli kandydata do medalu, mimo że po cichu o nim myślałem. Wszystko zależało od tego kto na zawody przyjedzie, a komu nie będzie chciało się gnać na koniec Polski. Na moje szczęście kilku czołowych górali nie widziało sensu walki o kolejne w swoim dorobku medale imprezy mistrzowskiej, w związku z czym po raczej nudnej i mało pasjonującej rywalizacji na trasie, ja „człowiek znikąd” zdobyłem swój pierwszy seniorski medal MP w kolorze brązowym.

Pochodzę z Bielska Podlaskiego (50km na południe od Białegostoku, nie mylić z Białą Podlaską), czyli terenów płaskich jak stół gdziekolwiek się nie spojrzy. Od momentu rozpoczęcia studiów, mieszkam, uczę się, pracuję i trenuję w Warszawie, czyli miejscu mającym niewątpliwie mało wspólnego z szeroko pojętą górzystością, co jak widać nie przeszkadza w zostaniu biegaczem górskim:-)

2. Biegi górskie to nie twoja główna specjalność. Najbardziej znany jesteś i to już na świecie z biegów po schodach. Jak się zaczęła twoja przygoda z tego typu biegami?

Moja przygoda z tą poniekąd dziwną dyscyplina rozpoczęła się w tym roku, w maju. Po raz pierwszy wystartowałem w Warszawie w biegu na jeden z najwyższych budynków w stolicy, 37 piętrowy biurowiec Rondo 1. Zająłem dobre 4 miejsce, ocierając się o podium i jak to się mówi złapałem przysłowiowego bakcyla. Następne zawody to czerwcowy Sky Run Berlin zaliczany do cyklu Vertical Running. Jechałem tam, aby przekonać się, jak wygląda bieganie po schodach na światowym poziomie. Nieoczekiwanie zająłem drugie miejsce, przegrywając o 0,65 sek. z Thomasem Doldem, wygrywając o sekundę z Matthiasem Jahnem oraz o ponad 15 sek. wyprzedzając ówczesnego lidera Pucharu Świata – Słowaka Tomasa Celko. Po tych zawodach doszedłem do wniosku, że towerrunning to sport, w którym mogę być naprawdę wysoko nawet na arenie międzynarodowej. Więc czemu tego nie spróbować? Trzeba tylko więcej trenować, jeździć na zawody (co niestety do tanich przyjemności nie należy) i sukcesy przyjdą z czasem.

Następny start pod koniec lipca na południu Polski w Bielawie. Bieg na wierzę kościoła po schodach wachlarzowych (spiralnych). Swoisty sprint, zwycięzca Tomas Celko wbiegł na szczyt w niespełna 1min, ja z czasem o 3 sek. gorszym uplasowałem się na drugim miejscu. Na pierwsze zwycięstwo na schodach przyszło mi czekać do 2 września. Wówczas to po całonocnej, 12-sto godzinnej, podróży do czeskiej Pragi udało mi się wygrać jedne z zawodów należących do cyklu Run-Up 2011 rozgrywanych w Republice Czeskiej. Piąty mój start miał miejsce również w Czechach, w Ołomuńcu. Drugie miejsce ze sporą stratą, 5 sekundową, do zwycięzcy Tomasa Celko, który na co dzień trenuje w budynku, gdzie miały miejsce zawody, a to daje niewątpliwą przewagę. Po niespełna dwóch dniach odpoczynku, wycieczka do Mediolanu i ponownie zawody z udziałem międzynarodowej obsady. Druga w tym roku porażka z niemieckim mistrzem – Dold’em ze sporą stratą czasową pokazała mi kto rządzi w tej dyscyplinie na Świecie.

W październiku zaliczyłem dwa wyjazdy do Wiednia, zakończone dwoma pewnymi zwycięstwami. W miniony weekend odbyły się w Katowicach Mistrzostwa Polski schodobiegaczy, gdzie zaliczyłem swój 9 tegoroczny start. Odbyło się zgodnie z planem i bez niespodzianek. Wygrałem z bezpieczną przewagą zdobywając złoty medal.

Po tych zawodach wskoczę na 3 miejsce w PŚ, ale niezależnie od tego zostałem zaproszony na finał World Cup do Bogoty, który odbędzie się 8 grudnia, z czego jestem bardzo zadowolony. Mimo, że budynek, w którym będziemy się ścigać do najwyższych nie należy, 48 pięter, to zawody będą niewątpliwie bardzo ciężkie, a to za sprawą wysokości, na jakiej położona jest stolica Kolumbii, 2600m.n.p.m. Niemniej wylot już w niedzielę i wycieczka zapowiada się ciekawie. A jaki wynik osiągnę to wielka niewiadoma, uzależniona od tego jak zachowa się mój organizm przy takim intensywnym wysiłku na takiej wysokości. Miejsce w pierwszej piątce brałbym chyba w ciemno, biorąc pod uwagę klasę kolumbijskich sportowców, którzy staną ze mną na linii startu (rok temu zwyciężył maratończyk z PB 2:12). Będą to dla mnie pierwsze zawody ze startu wspólnego, wszystkie do tej pory miały charakter czasówki.

3. Który ze startów uważasz za swój największy sukces w karierze?

Odpowiem standardowo jak większość ambitnych sportowców: mam nadzieję, że takowy sukces jeszcze przede mną:-) A tak na poważnie, to na pewno medal brązowy wywalczony w Ustrzykach na oficjalnych Mistrzostwach Polski w biegach górskich w stylu anglosaskim. Ma on dla mnie dużo większe znaczenie niż np. złoto ze schodów z niedzielnych MP.

4. Jakie masz plany na przyszły rok. Czy chcesz się głównie skupić na biegach po schodach?

Niewątpliwie chcę ciągle podnosić swój poziom sportowy, zarówno w biegach płaskich, górskich, jak i w biegach po schodach. Oczywiście główny nacisk będę kładł na trening pod schody, ale moim zdaniem nie stoi on w konflikcie z budowaniem formy pod inne biegi, a w szczególności pod biegi górskie. Zastępuje on w zupełności trening siły biegowej, kształtowanej standardowo na podbiegach, skipach czy innych wieloskokach. Tak więc w 2012 na pewno dalej będę kontynuował swoją przygodę ze schodami, niejednokrotnie zawitam na południu Polski na biegach górskich, ale również starty na ulicy czy bieżni nie są wykluczone. Jeśli chodzi o konkretne plany startowe to jeszcze takowych nie posiadam.

5. Jak wygląda twój trening pod schody? Okazało się że medal zdobyłeś na MP anglosaskich – to spora niespodzianka, wydaje się że dużo mniejszą byłby alpejski, zwłaszcza na krótkim dystansie.

Możliwe, jednak anglosaskie to jedyne mistrzostwa, na których byłem. Teraz mogę jedynie żałować, że mnie nie startowałem w Sobótce… Żartuję oczywiście. Odpowiadając na pytanie zdecydowanie nie. Biegi anglosaskie, nie alpejskie, to coś co lubię i do czego mam predyspozycje. Może nie w takiej wersji jak w Ustrzykach, gdzie wystarczyło wrzucić na luz tzn. puścić nogi na zbiegach i niech się dzieje co chce. Dla mnie generalnie im trudniej, tym lepiej. Kamienie, korzenie, powalone drzewa, deszcz, śnieg, błoto, ślisko. Trudne technicznie zbiegi to miejsce, w którym na pewno sobie poradzę. Koncentracja, koordynacja, zwinność i pewność swoich ruchów plus lekko przesunięta granica strachu w mózgu to moim zdaniem klucz do sukcesu podczas wymagających anglosasów:-)

Biegi po schodach to całkiem inna bajka niż biegi w stylu alpejskim. Na klatce schodowej bardzo ważną rolę odgrywają ręce, wykorzystywane do wciągania się na poręczach i odpychania od ścian. Bez tego nie ma co myśleć o dobrym czasie w zawodach. A żeby tą siłę górnych partii ciała dobrze wykorzystać również nieodzowna jest świetna koordynacja ruchowa i kocia zwinność. Tak więc same mięśnie czworogłowe i wydolność (główni autorzy sukcesu w biegach alpejskich) nic na schodach nie zdziałają, należy je wesprzeć odpowiednią techniką z wykorzystaniem rąk.

Co do treningu to nie jest skomplikowany ani jakiś odkrywczy. Po prostu biegam po schodach w 10-piętrowym bloku, w którym mieszkam. Raz lub dwa razy w tygodniu zadaję sobie porządną dawkę schodowej siły w postaci 10 wbiegnięć. Na moje 202 stopnie potrzebuję średnio 45sek, w dół schodzę odpoczywając w 2min. Cały trening jest bardzo krótki i nie trwa dłużej 30min, co jest jego cudowna zaletą. Zmęczenie i spocenie jest jednak po tym intensywnym bieganiu dość obfite. Sport ten jest moim zdaniem całkowicie bezkontuzyjny, w związku z czym często nawet nie rozciągam się przed czy po tym treningu, co dodatkowo skraca jego czas. Jak widać same zalety, dodatkowa to fakt, iż  na trening nie mam daleko oraz gdy na zewnątrz -10stC ja śmigam w krótkich spodenkach 🙂 Polecam wszystkim cierpiącym na niedobór czasu, trening można wykonywać nawet o 1 w nocy (co mi się zdarza), ale wówczas lepiej zaopatrzyć się w czołówkę.
W pozostałe dni biegam jak każdy inny biegacz w terenie, robiąc jakieś ciągłe, tempa, czy przebieżki. Raz w tygodniu staram się zawitać na siłowni, po której kształtuję silną wolę i psychikę na saunie 🙂

 

6. Czy widzisz realną szansę w 2012 roku na wygranie Pucharu Świata w biegach po schodach?

Stronę internetową (www.towerrunning.com) oraz klasyfikację Pucharu Świata prowadzi tak naprawdę dwóch zapaleńców, którzy robią to całkowicie non profit oraz również szukają wsparcia finansowego dla swojej działalności. Podliczanie punktów dla każdego zawodnika po każdych odbytych zawodach na pewno nie należy do przyjemności i zajmuje mnóstwo czasu. Fajnie, że coś takiego powstało, gdzie można znaleźć kalendarz wszystkich biegów na Świecie, wyniki po ich rozegraniu oraz prowadzić wirtualny pojedynek na punkty z zawodnikami z innych kontynuantów, z którymi nigdy nie rywalizowało się w rzeczywistości na zawodach.

Wracając do pytania, to wygląda to tak, że największe biegi na Świecie (Masters Races) tj. w Nowym Jorku, Los Angeles, Taipei, Singapurze, Chicago, Dubaju, Berlinie, Frankfurcie, Mediolanie, Sydney czy Bogocie mają nadaną wyższą wagę punktową, w związku z czym wygranie World Cup bez przynajmniej kilku dalekich podróży jest mało prawdopodobne, a raczej niemożliwe. Wszystko rozbiją się więc o środki finansowe. Nie każde zawody mają taki budżet jak te w Bogocie i nie wszędzie organizatorzy są w stanie zaprosić czołowych zawodników, opłacając im loty, hotel i wyżywienie. Jak ktoś posiada hojnego sponsora, to może sobie pozwolić na częstsze starty w Azji czy Ameryce, gdzie zajmując nawet miejsce pod koniec pierwszej dziesiątki uzbiera więcej punktów do pucharu niż ja zwyciężający w Katowicach Mam jednak szansę na ukończenie tegorocznego „schodowego” debiutu na pudle klasyfikacji Pucharu Świata, co mam nadzieję przełoży się na większą rozpoznawalność i markę w przyszłym roku, a co za tym idzie ustawi się do mnie kolejka sponsorów, a organizatorzy biegów będą prześcigać się wysokości startowego dla mnie ze udział w ich imprezie 🙂

Dziękujemy za rozmowę i życzymy sukcesu w Bogocie oraz Pucharze Świata 2012!

Rozmawiał:

Dominik Ząbczyński

www.biegigorskie.pl

Napisane przez

Krzysztof Szwed

2 komentarze to “Poznać Mistrza – Piotr Łobodziński”

  1. Janusz pisze:

    to jest dopiero „człowiek znikąd”
    PROPSY ŁOBO!!!

  2. Andrzejk pisze:

    …właściwie to Bielsk Podlaski jest realnym miejscem na mapie Polski, Europy i Świata…znikąd też nie bierze się taki Człowiek jak Piotrek … trzeba mieć wzorce aktywności w Rodzinie aby iść drogą zdrowia… niech Pan Bóg Piotrka prowadzi… tak trzymaj Piotrek !!

Dodaj swój komentarz

Wiadomość

*